(...) "Jakby tłumaczenie było prostą mechaniczną operacją, tak jak, powiedzmy, przejście z kursywy na bold w komputerze, jednym kliknięciem. Tymczasem tłumaczenie to ileś decyzji do podjęcia. Najpierw trzeba wniknąć w oryginał, na własny użytek zrozumieć, co ten oryginał mówi, a potem wyrazić to po polsku – kawał roboty interpretacyjnej i językowej. Tłumacze są pomijani, bo zapominamy o tym, że literatura to przede wszystkim czary-mary robione w języku. Bagatelizując namysł nad językiem, automatycznie bagatelizujemy też rolę tłumacza. A o tych czarach-marach tłumacz wie bardzo dużo, nawet jeśli tej wiedzy nigdy nie werbalizuje, a nawet wyraźnie jej sobie nie uświadamia. Kto zgłębia walory każdego najmarniejszgo słówka, kto bada rytm każdego zdania, kto patrzy naraz przez lupę i przez lunetę, na szczegół i na całość? Tylko tłumacz. Może przemawia przeze mnie cechowa zarozumiałość, ale gotowa jestem się upierać, że tłumaczenie to królewska droga, najbardziej obiecujący sposób obcowania z literaturą. I jeszcze coś. Pomijać to, co wnosi do kultury tłumacz, to tak jakby wygaszać świadomość, że istnieją inne języki. Świat robi się od tego uboższy." [Zofia Zaleska "Przejęzyczenie. Rozmowy o przekładzie"] |
|
|
|